Maj to piękny miesiąc, idealny na chodzenie po giełdach. Jak Ktoś może wcześnie wstać to serdecznie zachęcam. Sama ze wczorajszej wycieczki przywiozłam moją pierwszą Swirl Ponytail Barbie, lalkę produkowaną w latach 1964 - 1965. Oczywiście była brudna, rozczochrana, z warstwą kurzu i utlenionej miedzi na buzi. Nie robiłam jej zdjęć "przed", od razu trafiła do wanienki z wodą i szamponem.
Lalka cierpi na zaawansowane zielone zabarwienie okolic uszu pochodzące od miedzianych części kolczyków. Metal szpilek jest ekstremalnie cienki, przez co jeden mi się złamał... ale około 6mm zostało i kolczyk się trzyma. Wkrótce będę testować nowy preparat, który poleciła mi Ida, bo Benzacne raczej sobie z zieleniną nie poradzi. Jak zadziała, to rezultaty oczywiście pokażę.
I muuszę popracować jeszcze nad fryzurą ...
Do kuracji nowym preparatem nadaje się jeszcze jedna Sarah Louise, która ma niebieską kropkę na czole. Z kropką walczę już rok ...
Zazdroszczę. Jest naprawdę piękna. Mam nadzieję że te zielone ślady dadzą się usunąć :)
OdpowiedzUsuńJak na jej wiek i tak jest nieźle, nawet z tymi zielonymi uszami :)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za kuracje, bo panienki cudne.
OdpowiedzUsuńJeszcze raz gratuluję, swirl jest w cenie, ja mam tylko główkę, którą odszczurzałam ponad pół roku. :)
OdpowiedzUsuńO rany, a gdzież to dają takie retro-piękności? ...
OdpowiedzUsuńRetrourok nie traci na swej sile
OdpowiedzUsuńnawet z omszałymi uszami 🌿