Wczoraj w pracy patrzyłam do kalendarza, żeby dowiedzieć się który to był taki szczęśliwy dzień ... dopiero w domu zorientowałam się, że lalki zrobiły mi prezent w dzień swojego święta :D
Właściwie to powinnam zacząć od tego, że już wszyscy w mojej pracy wiedzą, że zbieram lalki. Oglądali te lalki na zdjęciach, przynosiłam im też pokazać moje nowe lokatorki. Wczoraj jedna koleżanka przyniosła różowe pudło, a w nim źródło mojej radości - ONA!
Na Bellę spoglądałam nieśmiało już od dłuższego czasu, ale to po pierwsze "nie mój kaliber" wielkości, po drugie z wysyłką nigdy nie kosztuje (jak dla mnie) mało. Tęskniłam do niej około 1 rok....
Bardzo się cieszę, że do mnie przybyła. Jest jednym z tych dowodów, że jeżeli jakaś lalka ma do nas trafić, to zrobi to prędzej czy później.
Razem z Bellą w pudle były też Merida i "ta od Żaby" oraz Roszpunka, której nie pokazuję ze względu na tragiczną sytuację jej włosów. No i to w końcu blondynka :P
Ruda potrzebuje SPA, jest następna w kolejce :)
Pozdrawiam!!
A jakie wszystkie zadowolone, że się odnalazły w tym ludzkich świecie dalekim od bajkowych historii. :-)
OdpowiedzUsuńNo proszę jak się pięknie wszystko w czasie zgrało :)
OdpowiedzUsuńJest moc w Ludziach :)
Ta od żaby to Tiana:) Uwielbiam lalki od Disney Store, zarówno ich ekspresję jak i artykulację:)
OdpowiedzUsuńFajnie,że Twoje marzenie do Ciebie przybyło.I to w tak doborowym towarzystwie!
OdpowiedzUsuń