Moja niebieskooka blondynka prezentuje się w krakowskim gorsecie uszytym przez Babcię baaardzo dawno temu. Moja "Jedynka" nie ma imienia, bo chyba nigdy jej go nie nadałam, nie mam też pojęcia jak nazywała się oryginalnie.
Lalka ma 57cm wysokości i nie ma absolutnie żadnej widocznej sygnaturki. Ma 5 punktów artykulacji (ramiona, biodra, głowa) a całość połączona jest na gumkach.
Głowa składa się z dwóch złączonych na amen części. Oczy zamykają się jak lalkę się położy.
Na nosku plastik jest cieńszy, Babcia mówi, że to od ciągłego całowania :D
Poniżej na zdjęciu "ta pierwsza" w porównaniu z "tą ostatnią" . Ta "ostatnia" to lalka, którą zaadoptowałam od bardzo miłej Tammy mieszkającej za Oceanem. Tammy opisała na swoim blogu zarówno historię tej małej amerykańskiej laleczki jak i ostatnią historię tego egzemplarza, bardzo wzruszającą historię.
Z wyglądu trochę przymoninała mi moją "Jedynkę". Dotarła do mnie na początku października tego roku i od tego momentu nie przygarnęłam żadnej innej lalki, a nawet się na żadną nową nie zanosi.
Lalencja ta to Jill, Vogue Jill z ~1958roku. Ma 25cm wysokości ale przy koleżance wygląda jak maleństwo.
Jill to tzw "walker", czyli głowa obraca się np w prawo, kiedy prawa noga robi krok do przodu.
Jej także zamykają się oczy, kiedy się ją położy. Jill prezentuje się w swojej oryginalnej sukience. Zwróćcie uwagę na jej stosunkowo duże stopy. Niestety nie mam pasujących na nią butów a jeden oryginalny, w którym przyjechała, jest dość popękany i łatwo spada.
Bardzo chciałam Wam pokazać Jill i "Jedynkę", a do tego coś jeszcze opisać ... ale moja składnia jest czasem tragiczna ... dlatego bardzo przepraszam :D Bardzo dziękuję mojej Pani polonistce, że dała mi 2 na maturze z polskiego, co oznacza że zdałam <3
***
A tu jeszcze zdjęcia nude mojej Blondi
Obie bardzo ciekawe i każda ze swoją własną historią ♥
OdpowiedzUsuńLaki z duszą i z historią. Te głowy to robiło kilka fabryk w ZSRR i istnieje możliwość, że sygnatura znajduje się właśnie na obramowaniu "skalpu". Bo te dwie części nie są sklejone tylko wciśnięte. To dobry patent, bo jak lalka wyłysieje, to łatwiej włosy wszczepić. :)
OdpowiedzUsuńDzieki :) Skalp ściągnęłam ale niestety nic nie znalazłam. Za to wyczyściłam jej nosek od środka :D Jedyne co znalazłam, to jakieś kropeczki z boku szyi, ale to tak jakby nic. Lalcia nie chce zdradzić swojej tożsamości...
UsuńNaprawdę fajne laluszki :)
OdpowiedzUsuńdemencja :( smutne to bardzo, że natura tak nas traktuje :/
OdpowiedzUsuńObie lalusze urocze.
OdpowiedzUsuńOch...gdybym i ja miała moją pierwszą...
Pozdrawiam.
Lalkowe historie (i historie ich właścicieli oczywiście) potrafią być wzruszające.
OdpowiedzUsuń