U mnie przynajmniej razy trzy. I tak ulubione lalki mam w przynajmniej 3 egzemplarzach. Oto sesja przy grillu. Na szczęście jesteśmy daleko od Krakowa, bo tam stacjonarne grille są już nielegalne a palenie w nich grozi mandatem.
Bohaterki dzisiejszej sesji to pierwsze - Pamelki blondynki od Ocean Toys /Simba. Środkowa jest ukochaną z dzieciństwa. Jeździła ze mną nad morze, miała nawet swoją miotłę. Dla niej szyłam pierwsze skomplikowane sukienki, spodnie i dodatki. Ta z prawej miała kiedyś skuter. Siadała przez to szeroko okrakiem, zupełnie nieelegancko. Oddałam ją sąsiadkom ale odzyskałam. Ta z lewej trafiła do mnie w tym tygodniu. Dziękuję Dobrej Duszy, że zechciała się ze mną wymienić na inne lalkowe byty :)
Pippa Marie pomnożyła mi się 4 razy. Ma taką uroczą buzię, że może mi się mnożyć w nieskończoność :) Tej w spodniach i niebieskich bucikach Ida domalowała brwi, które Marysia utraciła przez lata wędrówki.
Pamelki brunetki z kręconymi włoskami mają trzy różne buzie. Tą z żółtą kokardką już widzieliście. Pozostałe dwie to nowe nabytki, które przywędrowały aż z Holandii. Ta pośrodku mimo zeza ma mocny i wypatrywany przeze mnie makijaż. Jeszcze mi tej z grzywką brak... No cóż, wciąż szukam.
Pippa Mandy jest dla mnie wyjątkiem. Jak nie przepadam za lalkami AA, tak Mandy ma coś w sobie, że wołała za sobą aż trzy razy.
A poniżej zdjęcie wszystkich trojaczków i czworaczków. Po środku laleczka Strawberry Schortcake z sygnaturką American Greetings. W sieci znalazłam, że produkowano ją w latach 1979-1982/5 i miała za zadanie uczyć dzieci grzeczności. Jej pierwowzorem była postać z kartek pocztowych.
Lalki dyniogłowe nie budzą we mnie szczególnej sympatii. Chyba potrzymam ją chwilę a potem puszczę w świat :)